Do chodzimy w szybkim tempie do Soti khola. Mijając po drodze kilka małych miejscowości – po kilka domów. Na razie w miarę płasko no i gór jeszcze nie widać. Obok wioski wspaniały wodospad z basenem, który oczywiście zaliczamy. Pózniej leżymy spokojnie na słoneczku gdy Natalia dostaje smsa o tragedii pod Smoleńskiem - since fiction nie możemy w to uwierzyć jeszcze przez kilka dni. Agnieszka niczym Dr Queen leczy miejscowych z zapalenia spojówek.
Następnego dnia rano ruszamy do kolejnej wioski Machhakola Kolejna kąpiel w wodospadzie tym razem bez pływania woda co raz zimniejsza. Przy obiadokolacji spotykamy Francuza z akcja humanitarna funduje szkoly dla dzieci i uczy nauczycieli w tym rejonie. Zaczynal 10 lat temu z kilkanastoma dzieci dzis to juz ok. 1000. Opowiadamy mu o samolocie tez ciezko mu w to uwierzyc. Uczymy z Ola grac w "planowanie" resztę uczestników, gra staje sie nasza główną rozrywką - prowadzona jest nawet klasyfikacja.
kolejnego dnia ruszamy do miejscowości Jagat, przechodząc prze gorące źródła w miejscowości która się nazywa Tatopani - tato gorący pani - woda.
Jagat piękna miejscowość do której sprawnie dochodzimy. Rozbijamy się na jednym polu zaś na drugim rozbija się grupa porterów z Australijczykami, których mijamy co jakiś czas. Jest ich chyba 8 osób każdy ma osobny namiot. Porterzy niosą im jadalnie toalety oraz cały ekwipunek.
Miasteczko bardzo fajne położone na dwóch poziomach. Na naszym polu rosnie drzewo na którym organizujemy huśtawkę dla małego nepalczyka. Na wieczór przychodzi burza, pioruny szaleją coś przepięknego leżeć w namiocie podczas burzy słuchajac iPoda m.in Rammstaein
Kolejny dzien to przepiekna trasa do miejscowosci Deng przez większą wioskę Philim. rano piekny widok gor -gor wysokich.
Szybko sie zbieramy i idziemy do Numrung. Droga bardzo piekna miejscami prze jungle. Lapie nas deszcz wiec przystajemy na chwile pod skala gdzie palimy ognisko jemy kielbaski i dzieki Agnieszce pijemy piwko. W namrung spotykamy maraton biegaczy glownie z Francji. Dwa krany przy naszym polu namiotowym mocno oblegane. W sumie 47 uczestnikow. Duze zamieszanie we wsi. Krotki spacer i kladziemy sie spac do przejscia duzy kawalek drogi.
dojcie do samagopy tu zostajemy na dzien odpoczynku. Jestesmy u podnuza Manaslu wokol którego to idziemy. Rano ukazuje sie nam w calej swej okazalosci cos pieknego. Organizujemy prowizoryczny prysznic wode podgrzewamy i z wiadar sie polewamy.Wieczorkiem jeszcze ide na spacer do miejscowego klasztoru polozonego na wzgorzu. Na drugi dzien mozna isc do base camp idzie tylko Natalia pozno wychodzi ale dochodzi i wraca jeszcze gdy jest jasno. Reszta czyli my prowadzimy spokojny zywot, pranie, jest tez telefon satelitarny udaje mi sie dodzwonic do Puciola i mamy. Super uslyszec bliskie glosy i wiedziec ze wszystko w porzadku. Oczywiscie obiad wieczorkiem partykja w karty no i spac.
Kolejny dzien to juz wspinanie sie na samdu 3860. Ostatnia wioska przed przelecza Larka Pass. Piekna wioseczka z przemila Didy. Tu aklimatyzacja ma nastapic kolejnego dnia ruszamy droga na przelecz granice Nepal Tybet chiny 5200m po wejsciu na 4000pojawia sie nam z nowu Manaslu a wyzej wchodzac na 4800 widzimy przelecz Larka Pass. Do przeleczy tybetanskiej nie duzo nam brakuje lecz pogoda zaczyna sie psuc wiec postanaiwamy wracac. Po powrocie czesc dalej sie kuruje Natalia przeziebienie Aga choroba wysokosciowa reszta odpoczywa. Ja gram w karty z Nepalczykami nawet ich ogrywam dwa razy co wprawia wszystkich w oslupienie i radosc. Wieczorem zapadaja ostateczne decyzje co do stanu i mozliwosci przejscia Larka Pass przez Age. Marek sie nie zgadza by w takim stanie dalej szla i ustala ze wroci z nia w dol. Artur postanawia mu towarzyszyc. Dzielimy sie na dwie grupu. Ola natalia ja oraz przewodnik Ramsing i porter Kamansing idziemy dalej zas Aga Marek Artur i dwaj porterzy Maila i Ram z czesciA naszego sprzetu wracaja do arugat bazar by przejechac do besisahar i sie z nami za kilka dni spotkac.
O 11 ruszamy do darhmasali miejsca na 4400 gdzie spimy w namiocie przed atakiem przeleczy. Darhmasala to wlasciwie pole i jeden pusty dom. Ramsing odprawia cos ale puje potem rozpala ogien w domu gdzie siedzimy i gadamy - Ramsing i Kamansing ucza sie polskiego a my nepalskiego. Przymairka rakow i nauka ich wilzania na wszelki wypadek.Po kolacji wczesnie idziemy spac. Tu juz dosc zimno. Pobudka o 3:00 szybko sie ubieramy jemy sniadanie ostatnie poprawki plecaka i ruszamy. 4:15 idziemy ku przeleczy. Pierwsze 20 minut dosc szybkie tempo Ramsinga sprawia ze mamy wrazenie ze nie damy rady. Potem pokojnie no i jakos poszlo. O swietle czolowek szlismy moze kolo 1,5 godziny. Widoki piekne i zarazem brzydkie. W koncu po 4:45 o godzinie 9 rano stajemy na przeleczy. Poczatkowo jestesmy oszlomieni ze to juz i jeszcze nie cieszymy sie. Po zlapaniu drugiego oddechu zaczyna sie sesja zdjeciowa oraz wypicie puszeczki piwa z Tybetu Lasha. Siedzimy na przeleczy okolo godziny jemy podziwiamy robimy zdjecia gadamy. Ramsing zarzadza zejscie z przeleczy. Idziemy 10 minut i wchodzimy na druga nizsza przelecz Larka Pass kilka zdjec i ruszamy dalej. Raki nie sa. Potrzebne ale na kijkach trzeba dosc mocno sie opierac